środa, 5 grudnia 2012

Witam wszystkich , dziś kolejna historyjka...

Było to kilka lat wstecz, w czasach gdy w nowy rok strzelało się z tzw. korków... ,ale zacznijmy od początku.
Mój kuzyn był zawsze starszy ode mnie :)  ,co prawda obiecywałem sobie,że go dogonię wiekiem, w noc sylwestrową , ale byłem w tamtych czasach na całkiem innym etapie intelektualnym, by zrozumieć iż jest to realnie niemożliwe  HE,HE...
Przechodząc do historii,to ten właśnie wymieniony kuzyn,był w tamtym czasie zafascynowany różnego rodzaju urządzeniami pirotechnicznymi...,które o dziwo też zaczęły  mnie fascynować, po kilku pokazach jego możliwości...
Jeden polegał na robieniu wybuchowych pudełek z zapałkami,które po rzucie o ścianę lub twarde podłoże,dość głośno wybuchały.
Kuzyn postanowił wtedy pokazać mi ,naprawdę wielki czad!!!
Po krótkim instruktażu ,jak wykonać bombkę z zapałek i kilku fajnych próbach, chociaż momentami niebezpiecznych, typu małe potknięcie gdy rzucałem taką bombką o mur i ta właśnie bombka odbiła się od ściany, i tak !  łatwo się domyślić,  eksplodowała mi w czuprynie ( wtedy jeszcze nie byłem łysy :)), powodując łatwy do zgaszenia pożar i małe ubytki w grzywce.
No ale jak słusznie kuzyn zauważył, straty w ludziach są nieuniknione, a każda porażka dodaje nam nowych doświadczeń w dziedzinie BHP i PPOŻ. ( co miało kolosalny wydźwięk,na koniec tej historii...,ale te słowa wywarły wrażenie na moją młodą psychikę ,dopiero po pewnej akcji w przeddzień sylwestra).
Gdy już razem skonstruowaliśmy około 20 do 25 bombek z zapałek...(zapyta ktoś,skąd dzieci miały tyle pudełek z zapałkami?! ,a więc odpowiadam ,były to czasy gdy dzieci mogły kupić wszystko, od zapałek i papierosów zaczynając, a na alkoholu kończąc). Trzeba było tylko posiadać gotówkę, z czym dzieci miały mały problem,ale i to udało się nam rozwiązać, w bardzo prosty sposób.
Dziadek nasz handlował pomidorami ze szklarni i posiadał w niej schowaną szkatułkę z pieniędzmi..., jak dowiedzieliśmy się gdzie ją chował,to pozwólcie że pominę ten wątek.
Tak uzyskaliśmy fundusz na eksperymenty :)
Zgodnie stwierdziliśmy,że marnowanie tylu bomb na rzuty o ścianę jest bezcelowe i zbyt mały efekt...
Po długich knowaniach i analizie wszystkich,za i przeciw,wyjście było tylko jedno- "tory kolejowe"
krzyczał mój wspaniałomyślny kuzyn...
Dziś , tak dziś mogę to przyznać, chwała mu za te słowa!!!
Do torów mieliśmy w linii prostej jakieś 300 do 350 metrów, przez całą drogę szliśmy w skupieniu nie zamieniając żadnego słowa ,czy spojrzenia... Być może każdy z nas przeczuwał  ,że wydarzy się coś , co zapamiętamy na lata!?
Gdy byliśmy przy moście kolejowym, kuzyn stwierdził, iż musi nastąpić próba generalna,bo po co głupio stracić 25 bombek, gdy coś się nie uda...
Przyznałem mu rację, no bo co! , i tak chyba nie było sensu się sprzeciwiać starszemu, który na dodatek był silniejszy, a po drugie ,co gorsze widziałem błysk w jego oczach,który nad wyraz dał mi do zrozumienia, że szykował tą eskapadę od wielu miesięcy i mnie potrzebował  tylko , jako wsparcie...Jak to powiedzieć -duchowe , a może trafniejsze byłoby, jako współwinnego w razie nieprzewidzianych konsekwencji... HA!
Najpierw usłyszeliśmy łoskot kół ,a potem gwizd lokomotywy, która ostrzega ludzi na moście iż zaraz będzie niebezpiecznie ,na próbę ustawiliśmy dwie bombki zapałkowe ,czyli po jednej na głowę by było sprawiedliwie :)
Pociąg nadjechał i bombki eksplodowały, z dość marnym skutkiem, co nas zdenerwowało...
Ale po namyśle odkryliśmy,że drugim razem zrobimy większy dystans między bombkami,żeby pojedynczy huk, który był słyszalny przy tej próbie, zamienił się na serię wybuchów ,co da lepszy efekt...
Jak wymyślili tak zrobili !!!
Robiło się już ciemno i musieliśmy użyć 23 bombki, które ułożyliśmy na całej prawie długości mostu...
czekaliśmy na kolejny pociąg około 20 minut,ale efekt był piorunujący!
Już opisuję co nastąpiło!
Skład wjechał na most, a musiał zwolnić, następowały wybuchy jeden po drugim ,jak strzały z karabinu, widzieliśmy jak maszyniści chowają się w kabinie, w tym samym momencie spod kół poleciały iskry, w skutek awaryjnego hamowania ( piękny widok wieczorem :))...,jednocześnie w wagonach towarowych, rozsunęły się drzwi i...,  a było tych wagonów ze 20-cia, wysypali się radzieccy żołnierze z karabinami, rozbiegając się na wszystkie strony. Tylu żołnierzy, to ja nawet w filmach o wojnie nie widziałem...
A widok był , tym bardziej niezapomniany ,że wystrzelili kilka rac i uciekali, bądź próbowali chronić przyczółki mostu (ale tak to widzę ,po latach, bo wtedy nie potrafiłem tego nazwać inaczej ,jak chaos).
Tak przy pomocy zapałek ,dwóch wyrostków zatrzymało radziecki transport.
Jeszcze jakiś czas mówiło się o tym incydencie ,który dzięki naszej brawurowej ucieczce przez bagna i moczary, zakończył się dla nas tylko zwykłym wpierniczem!!!
Nawet po latach nie chcę myśleć ,jakie konsekwencje ponieśliby rodzice,gdyby nas ruskie złapali!

Historia ta w wielkim skrócie przedstawia zabawy, mocno wybuchowe, a napisałem ją ,by czytelnik miał jakieś wyobrażenie o kuzyna początkach !
Po latach, pamiętam że zawsze dysponował mój kuzyn wielką ilością tzw. korków, o których właśnie była mowa na początku!

Jest więc dzień przed sylwestrem, dawno,dawno temu :) ,wiadomo krzątanina przed imprezą, szykowanie posiłków, kieliszek wódeczki... , ale zostawmy dorosłych...
Dzieci, jak dzieci, biegały w samopas i zajmowały się same sobą, no tylko ja z kuzynem obieraliśmy, te właśnie korki,żeby wybuchały przy zetknięciu z każdym podłożem ,taki pokaz pirotechniczny miał być na sylwestra!!!
Zostało obranych ok. 40 sztuk i delikatnie ułożonych w trocinach, w oryginalnym opakowaniu.
Pod spodem była kolejna paczka nie obranych korków,które zostawiliśmy na parapecie do ostatecznego ich podsuszenia, by huk był donośniejszy.
Nikt nie zauważył, mojej kuzynki,która przyglądała się naszym ostrożnym dłubaniem w pudełeczkach,które musiały ją bardzo zaciekawić..., o czym cała rodzina dowiedziała się chwilę później.
Kuzyn udał się do swojego pokoju ,gdzie stacjonował, najnowszy wtedy sprzęt komputerowy, a był nim COMMODORE 64 (HE,HE).
Już miałem iść zagrać z kuzynem ,ale uwagę moją przykuła kuzynka trzymająca w ręku klamkę od okna, i wykonująca ruch ręką ,niczym sędzia skazujący na wyrok...!!!

To co miało miejsce w następnej chwili może w połowie odda ten obrazek...


Wszystko co miało być super pokazem sylwestrowym ,trwającym 10 do 15 minut , JA zobaczyłem dzień przed i to w zajebistym skrócie !!!
LUDZIE jaka to była kula ognia!!!

( kuzyn zapewniał, że akcja będzie na balkonie, ale taki popis w domu to jest dopiero SHOW )...


Potem widziałem jak przez mgłę,  zaczernione okna, dymiącą głowę kuzynki , jej przeraźliwy krzyk, który wszyscy usłyszeli dopiero po kilku minutach... , płonąca firanka i jeszcze ten przepiękny zapach spalonej siarki unoszący się w całym domu...
Po minie kuzyna widziałem ,że zbytnio się nie przejmował tym incydentem i utratą cennych pirotechnicznych materiałów, bo jak go znam miał schowane kilka paczek na czarną godzinę...

To już koniec ,ale niebawem zapraszam na kolejną historyjkę...

Jak się spodobało przekaż dalej...





czwartek, 15 listopada 2012

Witam serdecznie, na swoim blogu będę opisywał śmieszne zdarzenia ,historie,w których uczestniczyłem w młodości i w czasie moich wędrówek pracowniczych...(co kilka dni nowa przygoda).

Było to w czasach mojej młodości ,kiedy to powstawało moje osiedle i w około roiło się wiele placów budowy. Jak to młodzież, mieliśmy z kolegami dość siedzenia na ławce,dłubania słonecznika i grania w karty... Kolega mój sympatyczny ,który często też oprócz bycia sympatycznym, wpada na zaskakująco durne pomysły. Tak było też i tym razem,gdy wymyślił zabawę w ganianego na jednej z budów?! 
Jako że byliśmy zgraną paczką (ok. 12 osóbek,które w tym miejscu pzdr. :) ), prawie jednogłośnie stwierdziliśmy, że faktycznie zabijemy nudę ,a może przy okazji znajdziemy coś pożytecznego,np:  fundusze w postaci paliwa,obecnego na budowach w wieluuu maszynach :) .

 Na miejsce tej super zabawy wybraliśmy domki szeregowe, z piwnicami dwu-piętrowe, jednym słowem było gdzie się ganiać :)
Już po 10-ciu minutach przedniej bieganiny i skakania z piętra na piętro wydarzył się malutki incydent.
Na moje nieszczęście byłem tym uciekającym, a gonił mnie nie kto inny jak sam pomysłodawca!
Za wszelką cenę nie chciałem by mnie dopadł, bo przecież byłaby to hańba... No i pędziłem ile sił nie patrząc dokąd i wyskoczyłem przez okno wprost na stertę desek... skoczyłem i tak zostałem !!!  Przyczyna tego mojego zastygnięcia była dość prozaiczna, a mianowicie budowlańcy zostawili te deski ,nie przejmując się zbytnio wyciąganiem z nich gwoździ. No i miałem przez miesiąc ksywkę "narciarz"... Ale postanowiłem sobie,że prowodyr tej zabawy ,zapłaci mi za krzywdy moralne :)


Gdy już zagoiły mi się stopy ,znaczy otwory po czterech papiakach (takie kurde długie gwoździki), znając zamiłowanie mojego kolegi do różnego rodzaju zakładów, wiedziałem że nie odmówi jak się z nim założę o pieniądze...
Wymyśliłem sobie ,że skoczę z drugiego piętra budynku na kupkę piasku ,na tej właśnie budowie, gdzie jeździłem na nartach :)
Sprowadziłem na miejsce owego (bydle, ale o tym za chwilę) kolegę i kilku świadków zakładu, a co żeby mi się potem nie wykręcał.
Stanęło na kwocie trzech KLOCKÓW !!! zgodził się natychmiast,bo wiedział ,że kiedyś z takiej wysokości bałem się skoczyć... ( to opiszę w innej historii ) ,ale miałem asa w rękawie bo wykonałem dzień wcześniej skok próbny HEHE...!
Wszyscy zostali na dole, a ja gramoliłem się na drugie piętro, myśląc już na co wydam 3 KLOCKI....
Udawałem że się trochę waham ,że chyba nie skoczę i gdy już gapie na dole zaczęli wątpić ,wykonałem ten Super skok.... !!!   
 
Gdy już odzyskałem świadomość, pierwsze słowa jakie usłyszałem to ,cytuję: "Aleś kurwa przypierdolił"..,
następną rzeczą była zadziwiająco duża ilość krwi w miejscu ,gdzie leżałem...
Skok kosztował mnie: podbite oko,rozkwaszony nos i wybita jedynka, a przyczyną tych obrażeń ,byli kurde znów budowlańcy... Bo skok próbny wykonałem w piątek jak skończyli robotę i do głowy mi nie przyszło,że tak jak w soboty mieli zawsze wolne, to teraz na moje nieszczęście przyszli na nadgodziny i zabrali znaczną część kupki piasku ,na którą skakałem :( ... Zapytacie ,ale przecież wygrałeś 3 KLOCKI !!!


No i w tym miejscu można mojego kolegę nazywać bydlakiem, a to dlatego że, oczywiście wręczył mi te 3 KLOCKI , tylko że były to klocki LEGO...  Pamiętajcie diabeł tkwi w szczegółach... :)

                                                                             Pozdrawiam, za kilka dni kolejna opowieść...