sobota, 29 czerwca 2013

Prawie logiczna opowieść,napisana z 3500 tysiąca sms-ów...

                     Nie wiem,kto to pisał,ale chętnie poznam...(przepisane z zeszytu do muzyki).       

Ten absurdalny epizod w pierwszej części ,jest próbą przedstawienia dwóch stanów umysłowych,które zostały przeprogramowane na skutek, zastosowanej pary kolidujących ze sobą używek.
Epizod ten,pokazuje dwa różne światy,w jednym środowisku i komunikacyjnymi problemami,których pokonanie można zaliczyć ,do niewykonalnych, ale czy na pewno?
Jest to przykład ,prezentujący procesy myślowe,zachodzące w mózgu ,którego receptory uległy czasowemu zakłóceniu. Mózg w takich stanach,tworzy skróty,niezrozumiałe teorie,chaotyczne wypowiedzi...
Zaznaczyć muszę ,że są to działania dwóch używek,a więc trzeba sobie uświadomić dwa ,zupełnie odmienne stany "intelektualne" i co za tym idzie,mózg stymulowany,przez czynniki zewnętrzne ,pracuje na częstotliwościach zbliżonych ,do środowiska,w którym funkcjonują jednostki ze zwiększonym przepływem impulsów elektrycznych (Telepatia,Telekineza itp.). 
Historia ,którą przedstawiłem,jest początkiem późniejszych wydarzeń,które zobrazują, jak niewiarygodne scenariusze,potrafi napisać życie...






 Twórczość sms-owa


Spoglądałem przez okno ,na burzowe chmury,które wolniutko i bez przekonania przesuwały się za horyzont.
Krople deszczu rozbijały się o szybę, miarowo i synchronicznie ,jak sekundnik w zegarku,co klekocze "Tik-Tak",brud na parapecie udający bazgroły,ostatecznie wprowadził mnie w stan hipnozy...
Wyrwałem się z tego letargu ,dopiero po siódmym dzwonku w telefonie ,a jak powszechnie wiadomo, jeśli osobnik dzwoniący wykazuje się wytrwałością siódmego levelu ,lub nawet ósmego, wtedy możemy być pewni,iż jest to coś ważnego...
Starałem się więc ,błyskawicznie odnaleźć zieloną słuchawkę, ale napotkałem problem techniczny ,gdyż moja świadomość była dopiero, w fazie rozruchowej,a dokładniej to ,bez mojej wiedzy,na własną rękę próbowała ukarać krople deszczu,jako sprawcę hipnozy...
Kiedy świadomość wróciła już z sądu,szybko nauczyłem się, od nowa wszystkich kolorów, ( zmarnowałem trochę czasu,podczas tej operacji,jak zwykle przez łososiowy,bo zawsze mi się myli ,czy łososiowy kolor,to ten przed ,czy po smażeniu !!? ),
Gdy już wiedziałem ,jak wygląda zielona słuchawka,dumnie i pewnie odebrałem połączenie, mimo że pot zalewał mi oczy,a moja pewność momentalnie zniknęła,gdy zdałem sobie sprawę,że to był ostatni ósmy dzwonek.
I jeszcze ten stary budzik,co chwile szturcha telefon stacjonarny, robiąc głupie miny ,bydlak...
Wiadomość była istotnie, najwyższej wagi, co kilkakrotnie mój rozmówca podkreślił słowem: "Qrwa" ...,nadając tej rozmowie, ton iście dyplomatyczny ,wymieniliśmy się uprzejmościami,które zazwyczaj kończą rozmowę... W wielu przypadkach,tak właśnie jest, ale ja trafiłem na spowiednika,który po szesnastu minutach i trzynastu sekundach, nawijał jak katarynka i dopiero chyba się rozkręcał.
Wszystkie pierdoły, które gadał trafiały w pustkę,z jednym wyjątkiem,który wiązał się z pilnym zakupem, 365-dniowej klepsydry ?!? ,olaboga pomyślałem ,kto to może być,jak ktoś planuje taki zakup,pewnie potrafi ten sprzęt zsynchronizować ,że nie wspomnę o czasie letnim i zimowym...
Ja w tym momencie, zorientowałem się ,że szósty raz z rzędu wyczerpałem,zasoby słów pokroju: "noo" , "yhymm" , "taa" i odruchowe: "jestem,jestem"... ,przez które ,zaczynałem powoli postrzegać siebie,jak katalizator napędzający, ten słowotok...
Na szczęście mój rozmówca ( arcy-mistrz monologu ), poruszył jakieś ciekawe wątki,bo zmienił intonację, robiąc pauzy na jakieś przemyślenia... Dzięki temu miałem czas, przeanalizować swoje wypowiedzi,które szczęśliwie potwierdziły ,że projektantem tego absurdu, nie jestem ja...
Tak więc, postanowiłem przerwać to połączenie i bez skrupułów,które pogubiłem ,przystąpiłem do wytworzenia w słuchawce sztucznych szumów i zakłóceń.
By osiągnąć pełen realizm, musiałem przeszukać wszystkie zakamarki pamięci,gdzie spoczywała dawno zapomniana technologia utraty zasięgu, oparta na papierkach od cukierków "Michałki"...
Kiedy po dwóch godzinach,powoli dochodziłem do siebie, popijając czwarty kubeczek melisy, słodzonej nervosolem,osiągnąłem stan pozwalający na rozszyfrowanie początkowej sekwencji, tej rozmowy...
Po długiej i żmudnej pracy ,utrudnionej w dużym stopniu,przez dyktafon zbudowany rączkami ludzika,któremu w akcie urodzenia wpisali dane z ołówka.
Kiedy ten wyrobnik chałupniczo składał dyktafon,musiało zdarzyć się coś,co odwróciło jego uwagę od pracy,a musiało to być zdarzenie porównywalne do ,jednoczesnego beknięcia wszystkich obywateli jego kraju,bo tylko tak mogę wyjaśnić głupotę jaką zbudował.
Potem ja się wkurzam,że jestem opóźniony ,gdy nie mogę zrozumieć wiadomości z tego dyktafonu. Po dwóch godzinach dopiero zauważyłem,defekt w postaci zdublowanego przycisku "Slow Motion"...
Przecież takie tłuki,to nawet "Hula-Hop" spier..lą !!!  ,po takich akcjach zastanawiam się,czy powiedzenie
"miliard w rozumie" ,nie jest ich uproszczonym wynikiem narodowego testu IQ ?...
Mógłbym powiedzieć mały człowiek,mały problem,ale nijak to się ma ,w przypadku takiej ilości problemików ...
Dobra dość już,ale musiałem kilka słów napisać ,tak mnie zagotował ten chiński dyktafon...
Gdy nervosol i melisa,uwolniły swoje moce, to przyznam się szczerze,że znalazłem bez większego wysiłku, kilka pozytywnych cech u człowieczka z ołówka,który mieszka z Pandą w okolicy Pekinu,a wiadomość taką otrzymałem,przez narodową sieć ,miłośników i entuzjastów  głuchego telefonu...
Wada  dyktafonu plus ziółka, dały efekt pełnej synchronizacji.
Po analizie kluczowych ,pierwszych siedmiu zdań i usunięciu ,tak podkreślanych słów "Qrwa" ,otrzymałem ciąg chaotycznych wyrazów ,które przedstawiły następujący bełkot ( w miejscu kropek ,było podkreślane słówko,które pięknie słychać,gdy młotek ominie gwóźdź ) : .,.,dwie,.,.,zero,siedem,.,pięć,.,bądź,.,być,masz,.,.(tu był durnowaty chichot),.,i,.,kola,duża,.,potwierdź,. (w tym miejscu potwierdziłem zdecydowanym "yhmm"),ostatnie dwa kluczowe zdania,nie zawierały żadnych wyrazów,a samymi kropkami nie będę pisał,bo ostatnio jak użyłem tylu kropek ,to mi jakiś debil wpisał tam kwotę słownie.
Po obróbce korekcyjnej, odzyskałem jeszcze tylko,coś jak stłumione beknięcie i dalej refren...
Okazało się ,że odzyskane dźwięki ,stłumionego beknięcia i refren, których nauczyłem się w dwa tygodnie systemem "Sita" ,w prostym tłumaczeniu okazały się być adresem ,a refren to odgłos przekręcanego w drzwiach klucza oczkowego 13 ...
Mijały kolejne dni przesłuchiwania taśmy,by ustalić datę spotkania,która podobno,była nawet zakreślona czerwonym kółkiem...
Po kolejnym tygodniu bezowocnej pracy, gdy melisa i nervosol synchronizowane z dyktafonem,i wchłaniane przez organizm rano i wieczorem ,już dwa tygodnie, doprowadziły do spowolnienia ruchów starego budzika ,który odmierzał teraz tygodnie, kładąc się spać wieczorem,zgasiłem światło,a dopiero rano żarówka zgasła, o drzwiach nawet nie wspominam,bo już trzeci dzień się zamykają..., a tydzień temu robiłem sobie kawę... ehh ,dopiero po czterech dniach przyzwyczaiłem się do tego gwizdu...
Dopiero dziś postanowiłem się poddać, po powrocie ze sklepu, gdzie najadłem się wstydu wypowiadając zwykłe "pół chleba"  przez siedemnaście minut...!!!  
Po kilku dniach wszystko,wróciło do  Normy ,której nazwiska nie pamiętam.
Napisałem sms z zapytaniem o datę spotkania ,w nadziei że słowo pisane jakoś odczytam...
Odpowiedź przyszła już następnego dnia, z małymi oporami, ostrożnie zabrałem się do otwierania wiadomości.
Spoglądając na zawartość, zbaraniałem na widok takiego oto tekstu : "1,1,2,2,2,506,L,ą,ą,ć,ł,ł,ły,109,5,#" ???
No nic ,myślę sobie pewnie szyfr, ale jeszcze upewniłem się ,czy to czasem nie jest doładowanie konta...
Nie było!... Szukałem punktu zaczepienia,by rozwiązać ten dziwny szyfr,ale nic nie przychodziło mi do głowy,więc postanowiłem zrelaksować umysł przed telewizorem. Przy trzecim przełączaniu 66 kanałów, uwagę moją skupiłem ,na znajomej twarzy, w której coś nie pasowało...
Szukając w pamięci nazwiska, przy pomocy sprawdzonej metody "X,Y,Z"  ,natychmiast rozpoznałem Anne-Mar..e Wesołowską ,a fakt ,że był to teleturniej 1 z 10-ciu ,nawet mnie nie zaciekawił, bo już przeskoczyłem na program pt: "mega-fabryki" ,gdzie właśnie pokazywali produkcję szwajcarskiego scyzoryka... ,już prawie przeskoczyłem na inny kanał, ale wyłapałem wzmiankę,że za moment zaprezentują swój najnowszy produkt i ciekawy byłem co nowego mogą jeszcze wymyślić...No i dali reklamę,której nie przełączę,by nie przegapić nowego scyzoryka.
Bloczek reklamowy okazał się dłuższy niż normalnie, bo udało mi się zrobić 17-cie ludzików kasztanowych,skończyłem makietę tamy Hoovera z zapałek i ułożyłem puzzle z jajka niespodzianki.
Wreszcie zaprezentują scyzoryk, hmm... , naprawdę niezły,wzór trochę oklepany, ale 79 różnego rodzaju,korkociągów robi wrażenie...,skakałem dalej ,krótki postój na kanale "al jazeera" ,by spojrzeć na nowe trendy w modzie, następnie "telemarket" ,gdzie od razu rozpoznałem swojego mopa,który złamał się przy rozpakowywaniu, o reklama sieci "Plus" oszuści,kiedy niby mam wykorzystać 15 500 tyś. darmowych minut,złodzieje... O wróżbita Maciej ,podaje numery totolotka ,z zeszłego tygodnia, Ci wróżbici to cwaniaki ,trzeba na nich uważać, do dziś pamiętam historię sąsiadki... Zadzwoniła na żywo ,nic jeszcze nie powiedziała, a on z grubej rury "widzę ten ból,jest pani chora"... i faktycznie momentalnie zachorowała ,a kiedy córka za mąż pójdzie ,to do dziś jej nie powiedział... Szarlatan...he,he i złodziej...ooo, kabaret  eee , to jakieś "Dno"... , Qrwa ,Jaruzelski !!! ,co jest? ,uff to "TVP Kultura" ,aż się spociłem...pyk,pyk...62,63,64,65,66,AV,1 ,no... o nie,ten dalej na boso ,bym ci pinezki rozsypał ,to koturny byś,założył... a tu chyba video się przycięło ,drugi miesiąc obalają jeden mit... ,o Wołoszański ?? ,kurde zapomniałem o sms-ie. No nic spróbowałem coś jednak z niego wyczytać, Ląąćłłły ,kompletna pustka...,szukając kalkulatora ,by dodać liczby z sms-a,natrafiłem na stary klaser,który zawierał unikalną serię polskich astronautów,w momencie gdy zastanawiałem się ,jak zdobyłem znaczki "Sigmy i Pi",otrzymałem wiadomość...,o takiej treści : "Test klawiatury ,odpowiedź w drodze" ,ręce opadają normalnie, jedyny plus,że wiadomość w całości zrozumiałem. Po kilku minutach dostałem termin spotkania : "kiedy ci pasuje,tylko wcześniej zadzwoń" ,no to sobie mogłem szukać...

W tym miejscu spoczywa wyraz ,którego nikt nie potrafił wykorzystać,w zdaniu przez wiele lat...
 "NHWXBUC"

I nagle pewnego ranka ,otrzymałem rozwiązanie ,od tajemniczego "KAJOO" ,przebywającego tymczasowo we Wrocławiu, co sugerowały znaczki na kopercie.

Kopał puszkę po piwie,od 11-tu  przecznic,skupiając się na ważnej ,dla niego informacji ,której nie potrafił sobie teraz przypomnieć,bezsilność i rozgoryczenie,próbował rozładować na kawałku metalu,gdy nagle przeszył go ogromny ból, szok powoli mijał ,co zwiększyło nieznacznie,dyskomfort lewej stopy i skłoniło, do spojrzenia na źródło bólu,widok nie był makabryczny,ale ślad opony na nowym sandale,wyzwolił złość,którą musiał natychmiast opanować.Dopiero teraz zdał sobie sprawę,gdzie jest, powoli dokuśtykał do promenady i z wielkim uczuciem ulgi usiadł na ławce,z której miał doskonały widok na STATUĘ WOLNOŚCI ,spojrzał w jej stronę ,osłaniając ręką oczy ,drażnione promieniami słońca ,odbijanymi od lustra wody. Ten widok, zawsze wzbudzał w nim emocje,ale dziś pierwszy raz, pociekły mu łzy radości, a w myślach powtarzał : "NHWXBUC , NHWXBUC"  ,z taką zawziętością ,by już nigdy ich nie zapomnieć. Tylko on wiedział,że były to pierwsze litery w języku angielskim,które poznał stawiając stopę na amerykańskiej ziemi...




To do tego spotkania,zmierzała wcześniej opisywana znajomość,do tej pory utrzymywana ,tylko przez sieć komórkową.
Pomijam przebieg imprezy,gdyż poprzednia część ,która była pomieszaniem korespondencji ,telefonicznej i sms-ej,nie odbiegała tematycznie...
Klimat,pozostaje niezmienny,po dziś dzień. Powiększa się tylko baza powiedzonek,zwrotów i rozbudowywanych czasem starych opowieści.
Jest też podział na historie,które można przekazać w formie pisemnej, oraz technicznie niemożliwe,do przełożenia na pismo,gdyż można przekazać je tylko werbalnie lub posługując się gestami.
Przykładowo ,niemożliwe jest pisemne zademonstrowanie ,jak w czasach dużej biedy ,robiło się resoraki z chomików...,
ale już opowieść o posiadaczu ,jedynej kurtki z pokrzywy ,jest możliwa w opisie, mimo tego iż legenda ,o tej kurtce, zbudowana została z wykorzystaniem gestów... Paniali? OK.
Tak więc na tej imprezie,która przeciągnęła się ponad dwa dni, i gdy już wynaleźliśmy koło drugi raz i ponownie przynieśliśmy ogień, a puszkę Pandory zjedliśmy, pomysł podbijania kosmosu został porzucony,w obawie konfliktu z "Matplanetą" i ogromną ilość ich zbiorów... Po ceremonii pożegnań i zalakowania kronik spotkania, opuszczając izbę ,zbyt energicznie obróciłem się na pięcie,wypowiadając jednocześnie coś w rodzaju : "spadam,bo pojutrze jadę do Niemiec na roboty" ,a przy dokładnie wyliczonej trajektorii, te słowa miały odbić się od drzwi...,tymczasem mój obrót na pięcie zakończył się dokładnie tam ,skąd wyruszył, co zmieniło znacząco lokalizację wypowiedzianego zdania.
Następnego popołudnia zbudziła mnie ,zmora senna w postaci ogromnej szklanki wody,która chełpiła się ,że jej nie pokonam, po krótkich potyczkach słownych,pokazałem kto tu rządzi ,a pozostałości po tak wielkiej ilości wody, błąkają się gdzieś ,pod postacią beknięcia ,i nie chwaląc się jam to uczynił...
Będąc jeszcze pod wpływem atmosfery kaca, otrzymałem telefon,następującej treści : "jeśli dasz radę dziś ,zorganizować u lekarza,opinie z pieczątką,potwierdzającą że jesteś zdolny do pracy, to jutro z taką opinią,zgłoś się do firmy takiej i takiej o ósmej rano".  Kompletnie mnie zamurowało ,ale upewniłem się też ,że nie jest to sen ,przekładając żelazko ,na wyższą półkę ,co dało mi pewność,że nie śpię,bo we śnie tam nie sięgam...
Próby poskładania myśli,pozbawiły mnie resztek sił,a kontuzja głowy przekłamywała odczyty z zegarka.
Poprawę sytuacji odczułem,po schłodzeniu procesora, co znów groziło zawieszeniem systemu ,przez zwiększony napływ informacji.
Dochodziła godzina 17:26, przychodnia przeszła w stan spoczynku o 15:30 ,nie posiadałem książeczki zdrowia,więc lekarz rodzinny mi nie przysługiwał.
Dupa blada ,myślę i nagle przypomniałem sobie ,jak przypadkowo byłem świadkiem rozmowy telefonicznej ojca z panią doktor,która mieszkała wtedy parę metrów ode mnie.
Z racji znajomości ojca z panią doktor,namówiłem go ,by ze mną poszedł i wprowadził mnie ,jako osobę godną zaufania,
Bez nawijania makaronu na uszy,w dwóch zdaniach wyjaśniłem,co mnie interesuje, i po godzinie 18:00 ,siedziałem w domu nie dowierzając,jakim cudem tak sprawnie mi to poszło.
Następnego ranka udałem się pod wskazany adres,gdzie na korytarzu oczekiwał,jeszcze jakiś gostek. Spytałem go czy, też jest tu w sprawie pracy,co potwierdził.
Przekonany byłem ,w tym momencie,że toczymy walkę o ten sam stołek, a jako przegrany wyjdę ja,bo podpatrzyłem jego CV ,gdzie przez ułamek sekundy,zobaczyłem adnotację : "znajomość niemieckiego".
Próbowałem podnieść swoje morale, wmawiając sobie ,że ten niemiecki ,to jakiś jego znajomy...
Punktualnie o ósmej ,zaproszono nas do biura,gdzie poproszono o opinie lekarską,CV oraz sprawdzono ważność paszportu.
Zastanawialiśmy się razem z tym gostkiem,właściwie to już byliśmy na "TY",okazał się być moim imiennikiem ,kiedy zadadzą nam jakieś pytania,chociażby na temat doświadczenia.
Po trzydziestu minutach,wreszcie nas ktoś odwiedził, a pytanie które zadał, było tak zaskakujące,że zapomnieliśmy języka w gębie , spytał nas o rozmiary obuwia i wzrost. Uzyskawszy odpowiedzi ,wyszedł na chwilę,a gdy pojawił się z powrotem , wręczył nam ubrania robocze,kluczyki od samochodu i kopertę z gotówką na paliwo, podał nazwę miejscowości i zasugerował byśmy startowali,najlepiej od razu, a ubrania z domu ,zabierzemy sobie za dwa dni,gdyż bus będzie wracał na weekend do kraju...
I tak oto, zdanie w postaci żartu,które nie trafiło,w miejsce swojego przeznaczenia,informacja o badaniu dotarła,bardzo późno ,dziwnym zbiegiem okoliczności,przypomniałem sobie rozmowę sprzed miesiąca,która mnie nie dotyczyła, badanie uzyskałem w trybie ekspresowym,a co najdziwniejsze ,nic mnie to nie kosztowało,na drugi dzień o dziewiątej rano,jadę pracować u Niemca...   
Czy reżyser osobiście ingerował? ,tego nie wiem,ale za dużo tutaj zbiegów okoliczności ,jak na niecałe trzy dni !!!
A co sądzisz czytelniku TY ???
Proszę udostępniać...
CDN...