Witam serdecznie, na swoim blogu będę opisywał śmieszne zdarzenia
,historie,w których uczestniczyłem w młodości i w czasie moich wędrówek
pracowniczych...(co kilka dni nowa przygoda).
Było to w
czasach mojej młodości ,kiedy to powstawało moje osiedle i w około roiło
się wiele placów budowy. Jak to młodzież, mieliśmy z kolegami dość
siedzenia na ławce,dłubania słonecznika i grania w karty... Kolega mój
sympatyczny ,który często też oprócz bycia sympatycznym, wpada na
zaskakująco durne pomysły. Tak było też i tym razem,gdy wymyślił zabawę w
ganianego na jednej z budów?!
Jako że byliśmy zgraną paczką
(ok. 12 osóbek,które w tym miejscu pzdr. :) ), prawie jednogłośnie
stwierdziliśmy, że faktycznie zabijemy nudę ,a może przy okazji
znajdziemy coś pożytecznego,np: fundusze w postaci paliwa,obecnego na
budowach w wieluuu maszynach :) .
Na miejsce tej super zabawy wybraliśmy domki szeregowe, z piwnicami dwu-piętrowe, jednym słowem było gdzie się ganiać :)
Już po 10-ciu minutach przedniej bieganiny i skakania z piętra na piętro wydarzył się malutki incydent.
Na moje nieszczęście byłem tym uciekającym, a gonił mnie nie kto inny jak sam pomysłodawca!
Za wszelką cenę nie chciałem by mnie dopadł, bo przecież byłaby to hańba...
No i pędziłem ile sił nie patrząc dokąd i wyskoczyłem przez okno wprost
na stertę desek... skoczyłem i tak zostałem !!! Przyczyna tego mojego
zastygnięcia była dość prozaiczna, a mianowicie budowlańcy zostawili te
deski ,nie przejmując się zbytnio wyciąganiem z nich gwoździ. No i
miałem przez miesiąc ksywkę "narciarz"... Ale postanowiłem sobie,że
prowodyr tej zabawy ,zapłaci mi za krzywdy moralne :)
Gdy już zagoiły mi się stopy ,znaczy otwory po czterech papiakach
(takie kurde długie gwoździki), znając zamiłowanie mojego kolegi do
różnego rodzaju zakładów, wiedziałem że nie odmówi jak się z nim założę o
pieniądze...
Wymyśliłem sobie ,że skoczę z drugiego piętra budynku na kupkę piasku ,na tej właśnie budowie, gdzie jeździłem na nartach :)
Sprowadziłem na miejsce owego (bydle, ale o tym za chwilę) kolegę i kilku świadków zakładu, a co żeby mi się potem nie wykręcał.
Stanęło
na kwocie trzech KLOCKÓW !!! zgodził się natychmiast,bo wiedział ,że
kiedyś z takiej wysokości bałem się skoczyć... ( to opiszę w innej
historii ) ,ale miałem asa w rękawie bo wykonałem dzień wcześniej skok
próbny HEHE...!
Wszyscy zostali na dole, a ja gramoliłem się na drugie piętro, myśląc już na co wydam 3 KLOCKI....
Udawałem że się trochę waham ,że chyba nie skoczę i gdy już gapie na dole zaczęli wątpić ,wykonałem ten Super skok.... !!!
Gdy już odzyskałem świadomość, pierwsze słowa jakie usłyszałem to ,cytuję: "Aleś kurwa przypierdolił"..,
następną rzeczą była zadziwiająco duża ilość krwi w miejscu ,gdzie leżałem...
Skok
kosztował mnie: podbite oko,rozkwaszony nos i wybita jedynka, a
przyczyną tych obrażeń ,byli kurde znów budowlańcy... Bo skok próbny
wykonałem w piątek jak skończyli robotę i do głowy mi nie przyszło,że
tak jak w soboty mieli zawsze wolne, to teraz na moje nieszczęście
przyszli na nadgodziny i zabrali znaczną część kupki piasku ,na którą
skakałem :( ... Zapytacie ,ale przecież wygrałeś 3 KLOCKI !!!
No i w tym miejscu można mojego kolegę nazywać bydlakiem, a to
dlatego że, oczywiście wręczył mi te 3 KLOCKI , tylko że były to klocki
LEGO... Pamiętajcie diabeł tkwi w szczegółach... :)
Pozdrawiam, za kilka dni kolejna opowieść...